fot. Pixabay.com

Podczas przesłuchania 26-letni Marcin S. ze swoistym uśmiechem twierdził, że pracował na to, aby go nazywano „baronem paliwowym”.

Jak ustalili mokotowscy policjanci, 26-latek przez kilka miesięcy ponad 70 razy odwiedził stacje paliw jednej sieci dystrybucyjnej i ukradł paliwo na ponad 15 tys. zł.

Marcin S. zajmował się również marketingiem swoich usług. Ogłaszał, że kradnie paliwo i sprzedaje je za połowę ceny. Klientów przybywało, a ochota lokalnego „barona paliwowego” rosła. Narzędzie, jakie było mu potrzebne do uprawiania procederu, to samochód zainteresowanego usługą, najlepiej z tablicami rejestracyjnymi skradzionymi z innego auta lub dobrze podrobionymi.

Podejrzany brał auto od zleceniodawcy, podjeżdżał na stacje paliw, tankował pojazd do pełna i odjeżdżał. Samochodem wracał do właściciela, Marcin S. inkasował połowę ceny rynkowej za litr paliwa i na tym transakcja się kończyła. Mężczyzna wyjaśniał, że nie kradł tablic rejestracyjnych, lecz czasami je wypożyczał, kiedy potrzebował zatankować swój samochód.

Po tym, jak mężczyzna dopuścił się kilkudziesięciu wykroczeń i przestępstw, prokurator postanowił objąć wszystkie jego występki procedurą czynu ciągłego, co skutkowało, że podejrzany za wszystkie kradzieże odpowie jak za przestępstwo.

26-latek był pewien, że po przedstawieniu zarzutów złoży wyjaśnienia i wyjdzie na wolność, a później stanie przed sądem. Zapomniał jednak, że wcześniej dopuścił się innego przestępstwa. W sprawie zapadł już wyrok skazujący go na bezwzględną karę 4 miesięcy pozbawienia wolności. Po przesłuchaniu został on więc przetransportowany do zakładu karnego na Białołęce. Teraz czeka go proces za kradzieże, za które sąd może go skazać na kolejne 5 lat więzienia.